ul. Jana Pawła II 55, 05-500 Piaseczno
Usługa języka migowego
Power

Wojciech Makulski: Powiedz mi przy jakim drzewie mieszkasz, a ja ci powiem kim jesteś

Data publikacji: 30/04/2021

Wozy kolorowe: Tabor cygański przy ulicy Działkowej na rogu z ulicą Ogrodową

Koledzy moi paśli tam krowy. Na jesieni lub na wiosnę, nie pomnę już teraz dokładnie, parę razy widziałem tutaj Cyganów. Rozbijali namioty, ustawiali swoje wozy kolorowe, ognisko palili… Ludzi sporo wówczas przychodziło, śpiewali, a w gospodarstwach kury zaczynały ginąć… Pewnego razu Pani Uwelska, odważna baba, mówi do nich: Cyganie, jeśli jeszcze raz nam coś zginie, to pójdziecie w „kiwlimaki”! Nie wiem czy to po rosyjsku, czy po węgiersku. W każdym razie oni się w cale nie przejęli i na drugi rok znowu byli. Parę lat tak przyjeżdżali, a później przestali. Tyle wiem o Cyganach… Tutaj jeszcze była ziemia Wajzertów, zaraz kawałek dalej będzie granica. Za tym domkiem, gdzie już Pan Lejbrant mieszkał.

Rodzina Lejbrantów była niezwykle liczną w tych stronach. Część osób mieszkała już na Kierszku, a Pan Lejbrant posiadał tutaj także rozległy sad. Tuż przed rokiem 1939 aresztowali go za nielegalne posiadanie broni i radiostacji. Tyle pamiętam!

 

Spółdzielnia: ulica Ogrodowa 2

We wczesnych latach wczesnych 50, wieś Józefosław przystąpiła do spółdzielni produkcyjnej. Było tu paru ludzi, którzy wstąpili do niej, a ziemię mieli jeszcze z reformy rolnej. Byli też tacy, którzy ziemi nie mieli, ale i tak do spółdzielni wstąpili. Trwało to parę lat, 4 lub 5, z tego co pamiętam. Kobiety wówczas nie pracowały, jedynie mężczyźni. Zboże zbierało wojsko. Pole orał Sagan C345. Kiedyś tutaj było pole, a teraz wyrasta osiedle. Przypomina mi się jeszcze taka historia, jak na to pole, które potem do pana Sowy należało, przywieziono parę ciężarówek soli potasowej, żeby to rozsiać. Naturalnie nikt nie chciał tego robić. Wykopano jedynie dół, w którym zakopano całą sól i później na tym polu nic nie chciało rosnąć. Natomiast azotniak, który był nawozem poszukiwanym, sprzedano okolicznym chłopom. Tak właśnie tutaj gospodarowano do 1956 roku. Później rozpędzono to całe towarzystwo! Ci, którzy ziemi nie mieli, dostali po 5 ha, a Ci którzy mieli, wyjechali stąd ze zgryzoty…

 

O czym szepcze cyraneczka: ulica Cyraneczki

Państwo Janke mieszkali przy drodze. Tak jak te czerwone domy, tylko troszkę dalej. O dziwo byli prawosławnymi Niemcami, bo i tak się czasem zdarzało. To byli już wiekowi ludzie, czy dzieci mieli, nie wiem, bo tylko raz od nich żyto braliśmy.

Gospodarstwo było spore i zelektryfikowane z wiatraka miejscowego, ale nie takiego małego. Ten był potężny – wieża wysoka stała na podwórku. Pompował on wodę i mielił sieczkę – to była maszyna sporej mocy. Zazwyczaj ludzie mieli małe wiatraki, ale to tylko do oświetlenia chatki. Mowa tu oczywiście o kolonistach, bo nasi to byli głównie jednak pracownicy tych ludzi. Co więcej, pamiętam moją rozmowę z panem Radomskim, który mówił, że dużo lepiej było pracować u tego kolonisty, niż u naszego, bo chleb był grubiej smalcem posmarowany! O 12 w południe kończyła się robota, dwie godziny na przerwę i o 17 koniec roboty, choćby nawet było pół skiby do doorania, trzeba było konie wyprzęgać i iść do domu. A u naszych było od rana do nocy…

Po państwu Janke gospodarstwo kupili państwo Przepiórkiewiczowie. To był starszy Pan, były wojskowy, który miał syna rozwiedzionego, wesołego faceta. Kiedyś pojechaliśmy aż za Warkę, dowiedzieć się jak się uprawia boczniaki. Zobaczyłem tam, że nie ma on prawej małżowiny! Nie ładnie było co prawda pytać, ale zapytałem na wszelki wypadek, a on mówi: ,,A wie Pan, to pod Kurskiem”. Zdziwiłem się, bo nie sądziłem że był pod Kurskiem: ,,Pan pod Kurskiem?” dopytałem, a on na to: ,,Prawdę mówiąc pod Sobiekurskiem, na motocyklu miałem wypadek. Przewróciłem się i to ucho straciłem”.

 

Krótka historia o cegielni: ulica Krótka

Jak pamiętam w tych zagłębieniach zawsze była woda, żaby i kijanki wszelakie. Glinki się na to mówiło, a na mapie widniało to jako Staw Glinki. Była to własność pana Lipkowskiego. Był też właścicielem cegielni, ale jak w 1946 roku ją upaństwowili, to się zdenerwował, wysadził wszystko w powietrze i poszedł do więzienia na 20 lat. Pamiętam tego człowieka jak wyszedł, to był taki siwy pan, który jak dwa piwka wypił, to już się nie bardzo na nogach trzymał. Ale tutaj to były takie małe cegielnie, choć na mapie zaznaczone.

Tutaj po prawej był jeszcze taki drewniak. Mieszkały tam dwie rodziny. Pani Tomaszewska i pani Wędzikowska, skłócone ze sobą strasznie, ale nie o tym przecież chciałem! Przed wojną mieszkał tam bowiem Pan Ubermiller. Szewc czy krawiec. Człowiek niepokaźny, który w latach 40, jak już się zmieniła administracja, założył mundurek koloru czarnego czy khaki i był tutaj miejscowym, może nie konfidentem, ale nadzorcą. Co się z nim potem stało, nie wiem…

Tutaj natomiast w tych krzakach, stał dom państwa Ginterów. Jakub Ginter jest pochowany na cmentarzu w Starej Iwicznej. Natomiast jego córka nazywała się Pfail. Jak w roku 70 byłem rachmistrzem spisowym, wyznaczono mnie z urzędu, jako że posiadłem sztukę pisania. Zdziwiło mnie wtedy, że ta pani przez ,,pf” pisała swoje nazwisko. Powiedziała mi, że jest Ginterówna, że wyszła za mąż za oficera wojska polskiego. Dosyć, że po wojnie zachwala ten dom, ale ziemię im w reformie rolnej zabrano, chociaż to nie było duże gospodarstwo. W myśl reformy, tutaj na ziemiach centralnej Polski, parcelowane były gospodarstwa powyżej 50 ha, ale ponieważ oni mieli niesłuszne pochodzenie, to ziemię stracili. Potem ten dom tak niszczał, niszczał, brzózki w końcu wyrosły, blachę ludzie zerwali i chyba 2 lub 3 lata temu zniknął. Został plac pod budowę…

 

Domy, które zatrzymują wzrok: ulica Osiedlowa 65, 62 ,60, ulica Działkowa 5

A teraz przejdźmy do tego domu czerwonego, o którym nikt nic nie wie… Mieszkał w tym domu pan Małkowski. Dostałem swego czasu materiał z gazetki lokalnej, w którym wspomina, jak ich z Siekierek wyrzucili już po wybuchu powstania i tutaj właśnie osiedli. W tych okolicach byli jeszcze wtedy Niemcy, także musieli pracować – buraki zbierać. Później pan Krzysztof Ruciński, ojciec chłopaka, który tutaj obecnie mieszka, pracował w wodociągach i razem z żoną dorobili się siedmiorga dzieci. Natomiast połowa domu należy do państwa Nowosielskich. Są przybyszami z Podlasia, ale kupili to od państwa wraz z ziemią. Poczciwi ludzie, prowadzili sklep na siennej w Piasecznie, mieli dwóch synów, a jeden z nich mieszka tutaj obecnie ze swoimi dziećmi. Tyle o tym domu wiem.

Natomiast po drugiej stronie były pola państwa Stalów. Pan Stal był właścicielem dwóch domów przy Ogrodowej. Po prawej stronie, idąc od Piaseczna była taka stara chałupa drewniana, którą pamiętam jeszcze, choć rozebrali ją chyba w 50 latach. Państwo Malewiczowie tam zamieszkali, dostali 10 ha z reformy rolnej. Byli przybyszami z powiatu stołpeckiego, obecnie Białoruś. Pan Malewicz to był bardzo ciekawy człowiek, wesoły, lubił wypić i pogadać. Jego córka opowiadała mi o tym, jak weszli Rosjanie w 1939 roku, a oni mieszkali wówczas przecież niedaleko od granicy. Miejscowa swołocz doniosła, że pan Malewicz swojego potężnego byka Stalin nazwał, co było oczywiście rzeczą niedopuszczalną. Dlatego przez trzy tygodnie w krzakach się ukrywał. Ujawnił się dopiero, gdy wojsko przeszło. W te tereny przyjechali w roku 1945.

Dalej było niewielkie gospodarstwo i zabudowania. Zabudowań już niestety nie pamiętam. Rosła tutaj śnieguliczka i kasztanowiec, a pod nim ruiny, chyba drewnianego domu, który prawdopodobnie zgorzał.

Tutaj, gdzie ten góralski domek obecnie stoi, to dom pobudowali państwo Neyowie. Co ciekawe pan Marian Ney był urodzony w Wilnie, w 1921 roku. Ożenił się z córką generała Fieldorfa-Neila, która była bardzo piękną kobietą podobnież. Pan Ney natomiast był absolwentem łódzkiej szkoły filmowej, ale po studiach nie zajmował się nigdy filmem. Rysował karykatury do gazet, a nawet przez pewien czas prowadził tutaj wytwórnię krawatów. Dosyć, że gdy kupili kury, nie było się komu nimi zajmować. Syn chodził do szkoły, a pani Krystyna niespecjalnie się do tego kwalifikowała. Zatrudnili więc do pracy pannę Jolę. Spodobali się sobie z panem Marianem! Pani Krystyna, wściekła na męża, wyrzuciła go won do kurnika, ale on zamieszkał z Jolą i mieli później aż jedenaścioro dzieci…

 

Tam, gdzie sięga tylko pamięć: Rozproszone po całym Józefosławiu…

Ja pamiętam, że moja babcia miała pole przez drogę, w miejscu gdzie stała piwniczka. Teraz jest tam ulica Tenisowa. Krzywa wierzba też tam była, a na tej wierzbie z Piotrkiem Szaniawskim powiesiliśmy tabliczkę ,,Wejście wzbronione”.

A w tych bzach, co cały czas rosną koło mojego domu, wiem że straszą ludzi. Jak mój dziadek umarł, to Piotrek zrobił z białego prześcieradła straszydło i podobno ktoś miał przez to zawał serca.

Wszystkie gospodarstwa były według wspólnego klucza budowane, wszystkie były do siebie podobne i z tego co pamiętam też wszędzie sadzone były kasztanowce. Przy bardzo wielu gospodarstwach w każdym razie. Wydaje mi się, że sadzono te drzewa w zależności od pozycji społecznej. W myśl zasady: ,,Powiedz mi przy jakim drzewie mieszkasz, a ja ci powiem kim jesteś”.

Ja to mam taki wycinek z pamięci, jak np. jesienią moja babcia z dziadkiem jechali wozem, po drewno, po patyki do lasu. Pamiętam też, że w domu nie było tak ciepło jak teraz.  Jak się nie napaliło, to nie było ciepło w ogóle. Jedynie piece kaflowe przecież wówczas były…

 

Wspomnienia Wojciecha Makulskiego spisane przez Aleksandrę Dąbrowską ze spacerów realizowanych w ramach projektu „Spacerkiem po Józefosławiu i Julianowie” przekazane do archiwum Józefosławia i Julianowa

Śródtytuły: Aleksandra Dąbrowska

 

...

Biblioteka Publiczna w Piasecznie

Moja e-bibliotek@ liderem informatyzacji na Mazowszu

Projekt jest realizowany w ramach programu 2.1 E-usługi, Poddziałanie 2.1.1 E-usługi dla Mazowsza, typ projektów Informatyzacja bibliotek, w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego 2014-2020.

Biblioteka Publiczna w Piasecznie

Jana Pawła II 55
05-500 Piaseczno

tel.: 22 484 21 50
e-mail: kontakt@biblioteka-piaseczno.pl